Zdecydowanie dziś już pora na pierwszego posta.
Dlaczego? Bo wczoraj dokumenty zostały wysłane do APC :)
(do tego pani pracująca na poczcie opowiedziała mi o swojej
siostrzenicy, jak to ona wyjechała jako Au Pair do USA, trafiła na
wspaniałą rodzinkę i była to najlepsza przygoda jej
życia. Rozwiało to moje wszelkie wątpliwości, które miałam tego dnia-
czyli podziękowania dla pani z poczty. Wybaczam jej nawet lekką wścibskość,
bo to, że wyjeżdżam wywnioskowała z adresu na kopercie).
I dlaczego jeszcze dziś jest odpowiedni dzień na pierwszego posta?
Bo dziś robię skany wszystkich dokumentów i wysyłam je do agencji!
Pozostaje mi jeszcze dorobić kilka fotek z dzieciaczkami...
czyli zrobię je w poniedziałek w przedszkolu i w niedzielę, z dziećmi Magdy.
I muszę jeszcze zrobić coś do tego ciężko mi się zabrać, mianowicie FILMIK.
Ma on trwać tylko 3 minuty, ale przygotowania do niego trwają
2348928374 godzin i jego montaż również trwa 2348234 godzin - to
tłumaczy czemu tak ciężko jest mi zacząć. Słyszałam jednak, że przy kręceniu
filmiku jest dużo zabawy, więc jutro pobawię się w film star! :>
W poniedziałek mam też o 10.00 interview...jestem ciekawa na czym
to polega, jakie pytania otrzymam i czy mój angielski jest na tyle dobry,
żeby wszystko zrozumieć. Ok, lekko się stresuję, ale jestem zbyt dużą
optymistką, dlatego zakładam, że jednak wszystko pójdzie jak po maśle :p
Załatwiając dokumenty strasznie bałam się, że mój dyrektor nie da mi zaświadczenia
o ukończeniu szkoły...ale poszłam z moją panią od angielskiego, która mu to wszystko
ładnie przetłumaczyła i nie było problemu! podpisał, podbił pieczątkę, i...wziął
jakiś gigantyczny segregator i sprawdził moją średnią z półrocza. Było tam 3,8 :p
Skomentował tylko, że stać mnie na więcej, i to wszystko. Podziękowałam ślicznie
i poszłam skakać ze szczęścia na korytarz.
Z Medical form również nie było problemów, radzę wam tylko wydrukować dwa
egzemplarze dla lekarza, bo może on tak jak w moim przypadku popełnić błąd,
a wtedy wszystko od nowa. Ja na szczęście byłam na to przygotowana ;) wszędzie
chodziłam z kilkoma kopiami, co by nie musieć się wracać do domu i robić
kolejne wydruki. Chociaż w sumie u lekarza też miałam fuksa, bo nie przyjmują bez
aktualnego aktu ubezpieczenia. Ja wzięłam z domu jakiś przeterminowany dokument
w którym było, że jestem ubezpieczona, i o dziwo pani sprawdzająca to przeoczyła
i mnie zarejestrowała...znowu miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia haha. Gdyby nie to,
musiałabym dzwonić do mamy, żeby załatwiła w pracy moje ubezpieczenie, a to trwało by
kolejne kilka dni. Tym bardziej, że moi rodzice są niechętni słyszeć o wszystkim co
związane z moim wyjazdem...eh... ciężko mi z tym, ale nie zrezygnuję z marzeń, bo
tego żałowałabym do końca życia.
Jak na pierwszy post, to się trochę rozpisałam, dopiszę coś jak mi się jeszcze przypomni,
jak ktoś będzie miał pytania związane z przygotowaniem wszystkich dokumentów, to
piszcie bez problemu, postaram się pomóc :)
Pozdrawiam,
Tenzi :)